25 kwietnia 2012

o remoncie


Etap: malowanie, wszystko pod czarną folią



Myśl 1: Bezrobotna żonka odmieniająca kolor ścian gdy mężunio jest w pracy, witająca go jakgdyby nigdy nic cieplutkim obiadkiem = kłamstwo

Myśl 2: Eeee, 10 litrów wystarczy, no i te dwie ściany tak szybko sie pomalowały na pewno dzisiaj skończymy.

Myśl 3: Hmm, 10 litrów nie wystarczy, trza będzie biegać po farbę, chyba dzisiaj nie skończymy

Myśl 4 po spojrzeniu w górę: O matko, jeszcze sufit został, szanse na skończenie dzisiaj są marne…

Stan obecny: Jedna warstwa farby na wszystkich ścianach, druga warstwa na półtorej ściany, a sufit pomalowany może w ⅓…

Podsumowując: ktoś kto myśli, że malowanie mieszkania to romantyczna sprawa chyba nigdy nie pracował. Ja po prostu zdycham i wcale nie jest mi romantycznie. Desperacko myślę o pierdyknięciu wszystkiego i zamieszkaniu w na wpół umalowanym pokoju… Na pewno nie tknę już wałka :D

I to by było na tyle… Powrót do życia kraftowego przewiduję na za jakiś tydzień.